Mam na imię Marta i jestem zła. Prawdopodobnie dlatego jeszcze żyję.
Złość i gniew nie pozwalają mi się poddać, każą walczyć każdego dnia i dookopywać mojemu wrogowi, który ma swoje złe imię. Ja jestem zła, ale on jest jeszcze gorszy. On jest mordercą, z zimną krwią atakuje niezauważony, a potem drąży zło w innych. To zło niestety rośnie i rozprzestrzenia się.
Zły jest siewcą, bo Zły to rak.
10 października 2014 roku wyszłam za mąż. Zaledwie 9 miesięcy później okazuje się, że Zły mnie zaatakował.
Jestem zła, bo zamiast planować swoje wakacje z mężem gdzieś na Barbadosie czy choćby w Krynicy, ja mam szczegółowo zaplanowany swój pogrzeb.
Gdy dopada Cię Zły, zaczyna się lawina zła: problemów, potknięć, smutnych i strasznych słów, cierpienia. Szalejesz, bo jak uwierzyć, że w wieku 27 lat ktoś Ci mówi, że nie wygrasz tej walki?
Słońce dalej świecie, trawa jest zielona, ale nic już nie jest takie samo.
W grudniu 2016 roku skończyłam 29 lat i jestem z tego dumna! Jestem dumna, bo dzięki swojej walce żyję dłużej, niż mówili mi to wszyscy lekarze. Okazało się, że jestem zawzięta bestią! Jestem silna, choć bywam bezsilna.
Złość dodaje sił i nie będę tego ukrywać. Nigdy nie pogodzę się z chorobą, nie poddam się, nie oddam tej walki walkowerem. Zły wyzwał mnie na pojedynek, a ja wymachuję szabelką siłą umysłu.
Przez złego, moja rzeczywistość jest coraz gorsza. Coraz mniej godna, coraz bardziej odarta z piękna, ciepła i braku bólu.
|
Kilka dni po zrobieniu tego zdjęcia Zły przeszedł do działania |
Dlatego napisałam apel. Bardzo osobisty apel. Bo nie mam już nic do stracenia.
Styczeń, rok 2017.
Marta Świderska, lat 29. Poznań
We wrześniu 2015 roku po licznych badaniach i długim czasie oczekiwania, diagnoza została postawiona. Zły odkrył swoje prawdziwe imię, nieoperacyjny nowotwór wątroby z przerzutami.
Miałam 27 lat i właśnie się dowiedziałam, że nie mam szansy na żadną operację wycięcia guzów ani na przeszczep, bo w takim stanie już się nie kwalifikuję.
Świat stanął w miejscu. Dlaczego akurat Ja? Dlaczego tak trudny przeciwnik?
|
Lato 2016, w trakcie brania chemii, włosy zaczęły już odrastać |
Kłody spadały jedna za drugą wprost pod moje nogi. W Poznaniu żaden lekarz nie był zainteresowany prowadzeniem mojego lecznie, bo po co? Przecież nie rokuję. Możemy Pani zaoferować ogólną chemię, usłyszałam.
Drążyłam. W Warszawie dali iskierkę nadziei.
Nie muszę mieć ogólnej chemii, jest chemia celowana, tabletki.
Koszt kuracji 14 tys. miesięcznie. NFZ jednak nie pali się do refundacji leków na raka wątroby, nie zrefundował mojego leczenia.
Sorafenib to lek na nowotwór nerki, ale zauważono, że dobrze działa także na raka wątroby. Moja jedyna nadzieja na dłuższe życie, oddala się. Wtedy dowiaduję się, że mogę sprowadzić lek o tym samym składzie z Indii. Koszt miesięcznej kuracji to 2 000 zł.
Rozpoczęłam ściąganie leku z Indii. Dzięki różnym osobom udaje mi się przezwyciężyć piętrzące się formalności. Z czasem trudności z pozyskaniem leku znowu rosną, ale wciąż udaje się je przezwyciężać. Kosztowało mnie to wiele łez, złości, bólu. Cios może zostać zadany z najbardziej niespodziewanego kierunku. W Polsce chory nie ma spokoju, o nie.
Żyję, bo walczę, żyję, bo jestem zła, żyje, bo mam szlaban na wszystko, co do tej pory jadłam. Zmiana diety o 360 stopni. Ale lek obciąża organizm. Wykańcza mnie. Jestem słabsza i słabsza, niezbędne są suplementy, witaminy i dodatkowe leki. Inaczej Zły mnie osłabi, zabierze ducha walki, a nie dam mu tej satysfakcji!
Koszt dodatkowej kuracji to 2 200 zł miesięcznie. I wtedy państwo polskie podjęło decyzję, wysyła mnie na rentę. Wysokość świadczeń 1040 zł.
PODSUMUJMY TO
lek - 2 000 zł
leki, suplementy, witaminy - 2200 zł
Razem koszty leczenia i wzmocnienia organizmu: 4200 zł
Renta: 1040 zł
Nie ma tu kosztów jedzenie (mogę jeść wyłącznie BIO, eko, najlepiej na surowo), kosmetyków (wyłącznie naturalne, zero chemii), ciuchów, kasy na paliwo, czynsz, rachunki czy, np. kasy na psychologa (onkopsycholog bierze 190 zł za wizytę).
Marzę czasem o pójściu do kina.
Moja walka ze Złym jest kosztowna. To 6000 zł miesięcznie.
Ale przecież mam rentę, 1040 zł.
|
Tak było jeszcze latem 2016 roku, to był jeden z tych lepszych dni |
Jak jest teraz?
Nie chcę Wam pokazać mojego aktualnego zdjęcia. Wstydzę się. Kobiecość znika w zastraszającym tempie, podobnie jak moje mięśnie. Skóra i kości - to chyba całkiem dobrze mnie teraz opisuje.
Końcówka roku 2016 nie należała do najłatwiejszych. Dostałam odmę prawego płuca.
W szpitalu spędziłam 6 tygodni z niewielkimi przerwami. Niestety zostało to zauważone zbyt późno i płuco już nie wróci do swojego "pierwotnego" stanu. Mam dren w opłucnej, z którym będę funkcjonować już do końca. Mam także zakrzepicę.
Każde najdrobniejsze przeziębienie jest dla mnie bardzo groźne.
I naprawdę nikomu nie życzę wkładania drenu do płuca.
Dla wzmocnienia ciała doszedł koncentrator tlenu, całe szczęście wypożyczony, ale też trzeba za niego płacić.
Renta nie rośnie. Koszty przeciwnie.
Zwyczajnie już nie daję rady. Moja choroba pogrążyła finansowo nie tylko mnie, ale i moją rodzinę.
Fundacja RAK OFF
Kilka miesięcy temu zgłosiłam się do fundacji RAK OFF w Poznaniu. Dzięki temu z podniesionym czołem mogę prosić Was o wsparcie.
Jeśli jakaś kasa jest na moim subkoncie w Fundacji, zwracają mi kasę na podstawie rachunków/faktur, które im okazuję.
Dlatego proszę Cię, jeśli możesz, wpłać choćby złotówkę. Każda ma dla mnie wielkie znaczenie.
I z góry Wam Dobre Ludziki DZIĘKUJĘ!
Pomóżcie mi wykopać Złego. Na tak długo, jak się tylko da.
Wszystkie darowizny powinny być przekazane na konto:
PeKaO S.A. 82 1240 6595 1111 0010 4720 1261
Fundacja RAK OFF
ul. Dmowskiego 2a/7
60-221 Poznań
w tytule przelewu: Marta Świderska
Dziękuję,
Marta